Test Asics Megablast: ultra lekkość i świetna amortyzacja
W poprzednim roku, po tym jak trochę pobiegałem w Asics Superblast 2, nie sądziłem, że inżynierowie z Kobe w Japonii w zaledwie jeden rok mogą stworzyć coś jeszcze lepszego. A jednak mogli.
I tak oto na naszych półkach pojawił się Asics Megablast. I jest super - tak po prostu. Cena 1079 zł - wiadomo, nie jest to mało, ale też nie jest to obecnie nic bardzo niezwykłego, bo przecież są już buty do biegania kosztujące ponad 2 tys. zł. Tutaj przede wszystkim mamy świetny pomysł, który w połączeniu z wysoką jakością użytych materiałów dał znakomity efekt. Ale o tym zaraz.
Jeżeli jakimś cudem nigdy nie biegaliście w Asicsach - okej, mogę w to uwierzyć, zdarza się. Ale naprawdę - ilu osób bym nie spytał, w czym biegali do tej pory (a robię to nieprzerwanie od 15 lat), to Asics pojawia się na tych osobistych listach niemal zawsze. I oczywiście - jednym "siadły", innym nie, ale niemal każdy w nich biegał.
Więc w dużym skrócie, dla tych z Was, którzy Asicsa nie znają - jest to japońska marka z siedzibą w Kobe, jedna z najstarszych marek sportowych na świecie. Z tego, co mi wiadomo, nie robią (chyba) tylko sprzętu do koszykówki - poza tym są wszędzie. Jednocześnie, co dla nas biegaczy najważniejsze - ich konikiem od zawsze było bieganie. I od zawsze dostarczają dobre buty. Bo, jak to Japończycy - jak się za coś biorą, to tylko na poważnie.
Wracając do samych Megablastów - są to buty gabarytowo i na pierwszy rzut oka podobne do Nimbusa 27, ale to tyle - reszta to już inny, wyższy poziom. Buty są stworzone do biegania właściwie na każdym poziomie - od prostych 5–10 km wybiegań, po starty w maratonie.
Kluczem tutaj jest ich waga - tylko 223 gramy (!) w rozmiarze 42,5, co sprawia, że to najlżejsze treningówki obecnie na rynku. Jak się mylę, to mnie poprawcie.
Pierwsze wrażenie miało być super - i było. Jest mięciutko i lekko, wszystko pasuje, a do tego buty są bardzo ładne. Ja lubię jasne, więc dla mnie kolor - sztos!
Cholewka wykonana z materiałów z recyklingu jest mega lekka i bardzo przewiewna. Nie powinna zatrzymać zbyt dużej ilości wody, więc w razie startu w deszczu nie zrobią się specjalnie cięższe. W upał - rewelacja, o ile macie odpowiednią skarpetkę do biegania.

Język zintegrowany - nie lata, ale też nie uciska. Jest dosyć szeroki, ale cieniutki, więc jeśli mocno dociągniecie sznurówki, to możecie to czuć na podbiciu stopy.
Zapiętek normalny, klasyczny - gąbka i lekki poliester, jak w większości butów.
Podeszwa to jedna z najbardziej zaawansowanych pianek, jakie Asics kiedykolwiek stworzył, czyli FF Turbo 2 - do niedawna zarezerwowana tylko i wyłącznie dla startówek z karbonem. Teraz użyto jej znacznie więcej - i dobrze, bo mamy dzięki temu naprawdę mocnego buta. FF Turbo 2 jest bardzo lekka i super sprężysta.
Doskonale tłumi uderzenia, a jednocześnie jest miękka i bardzo responsywna, co szczególnie czuć przy przyspieszeniach - zaczyna wtedy fajnie oddawać energię.
Jak biegasz wolniej - jest po prostu lekko i miękko. Ale zawsze bardzo przyjemnie.

Minus? Prawdopodobnie szybsze zużycie niż w typowych treningówkach (np. Nimbus 27). Moje mają 100 km i wszystko jest jeszcze OK, ale daję im maks 500–600 km takiej fajnej amortyzacji. Ale ja ważę ponad 90 kg - jak ważysz mniej, może dadzą radę więcej.
Bieżnik - klasycznie Asics Grip - bardzo dobry i jest go wystarczająco dużo, mimo że są miejsca na podeszwie, gdzie go nie ma. Tam pianka FF Turbo 2 styka się bezpośrednio z podłożem i widać lekkie obtarcia, ale to nie powinno stanowić większego problemu.
Co do przyczepności - bez większych odchyleń od przyjętych w tym zakresie norm. Działa dobrze na mokrym i suchym. Wiadomo, w takich butach po lesie nie biegałem.

Podsumowując: Asics Megablast miał być - i jest - MEGA!
Bo to może być treningówka, jeśli naprawdę chcecie mieć buta bardzo lekkiego, z dużą ilością fajnej amortyzacji. Może być też świetną startówką - na pierwszy półmaraton, maraton czy nawet jakieś biegi ultra.
Wiadomo - nie są i nie będą to buty superodporne na przebiegane kilometry. Jeśli szukacie mocniejszych butów, które mają wytrzymać 1000 km, to są inne modele (Nimbus, Kayano itd.).
Ale jeśli czujecie i lubicie ten magiczny luz, kiedy pod nogą macie poduszkę, która niemal sama odbija się od ziemi, a jednocześnie prawie nic nie waży, bo butów nie czuć na stopach - to zdecydowanie warto je przymierzyć. Bo kto wie, co się wtedy stanie?
Na koniec pamiętajcie, że każda recenzja jest bardzo subiektywna, dlatego zachęcam do odwiedzin sklepów i przymiarek.
Do zobaczenia na sklepie!
Marcin, Sklep Biegacza Gdańsk
Bądź na bieżąco zapisz się do newslettera
Zapisz się