Recenzja Salomon Sonic Balance 4 – wady i zalety!
Rok 2020 przyniósł pewną ewolucję w kolekcji butów asfaltowych marki Salomon. Na rynku pojawiła się linia Sonic oznaczona numerem 3. Do tego momentu nie byłem wielkim zwolennikiem wybierania tej firmy do swoich treningów asfaltowych. „3” zmieniła to za sprawą wersji „Balance”, która od pierwszego włożenia stopy do buta sprawiła, że zacząłem przychylnym okiem zerkać na tego Francuza.
W tym roku w moje ręce trafiła kolejna wersja czyli Sonic 4 Balance. Choć zmian jest niewiele, to wciąż but ten jest moim najczęstszym wyborem, kiedy zamiast biegać w górach, muszę wykonać trening w mieście. Nie jest to but idealny, ale na tyle wszechstronny, że w końcu może konkurować z innymi w segmencie butów ze średnim poziomem amortyzacji.
Lepsze bywa wrogiem dobrego
Zawsze kiedy pojawia się kolejna odsłona danego modelu, producenci wprowadzają większe lub mniejsze zmiany. Nie inaczej jest w tym przypadku. Na szczęście dolne części buta, czyli podeszwa oraz amortyzacja, zostały nienaruszone, co osobiście mnie ucieszyło, ponieważ byłem zadowolony z obu tych segmentów w poprzedniej wersji.
Zmiany dopadły górną część, czyli cholewkę. Ale są to zmiany kosmetyczne i dotyczą głównie nacięć materiału, by zwiększyć cyrkulację powietrza. Bardzo duża grupa osób narzekała na „gotowanie” się stopy w wersji trzeciej, zwłaszcza w wysokich temperaturach. Byłem zresztą jedną z tych osób, mimo, że biegałem wtedy białych butach.
Czy w wersji czwartej przepływ powietrza się zmienił się na tyle, by można było powiedzieć, że efekt cieplarniany wewnątrz buta minął? Uważam, że nie. Biegałem w tym bycie w różnych warunkach (zimowych, wiosennych oraz gdy temperatura przekroczyła 20 stopni) i nie wyczułem dużej różnicy porównując obie wersje. Oczywiście należy pamiętać o tym, że każdy z nas ma inną termikę i inaczej reaguje na dane temperatury, ale w moim przypadku wprowadzone zmiany nie dały pożądanego efektu.
Pozostałe części cholewki, w moim odczuciu, pozostały niezmienne. But nadal zachował swoje walory w postaci większej ilości miejsca przy palcach oraz dobrze trzymającego zapiętka. Nie jest to bardzo szeroka cholewka, natomiast na tyle szeroka, że przy dłużnych wybieganiach nie sprawia wrażenia dyskomfortu i ciasnoty.
Mimo, że należę do osób, których stopy są wąskie, to taka budowa nie przeszkadzała mi w żaden sposób. But bardzo dobrze dopasowuje się na śródstopiu, a w połączeniu z dosyć mięsistym zapiętkiem, który utrzymuje piętę w ryzach, całość daje poczucie stabilności.
Wewnątrz znajdziemy również zintegrowany język z cholewką, który jeszcze lepiej oplata stopy i nie pozwala na ich przemieszczanie w trakcie biegu, jednocześnie nie zsuwając się na boki. I tu mała uwaga - istotnym aspektem może okazać się szerokość Waszej stopy. Takie rozwiązanie zwiększa dopasowanie buta, ale zbyt szeroka stopa będzie się w nim czuć porostu ciasno. Warto o tym pamiętać, kiedy będziecie mierzyć ten model.
Sztywność, czyli zaleta i wada
To nie jest miękki but, trzeba to napisać otwarcie. I mimo, że jest to teoretycznie średni poziom amortyzacji, to cała konstrukcja jest sztywna. Dla mnie bomba! Dla kogoś, kto lubi się zapadać w piance i czuć się jak w kapciach – niekoniecznie.
Sztywność buta ma swoje zalety – lepiej wyczuwam podłoże, po którym biegam, a przede wszystkim czuje się stabilniej. Zabierałem go na różne rodzaje treningu - długie, spokojne wybiegania po utwardzonych nawierzchniach takich jak asfalt czy parkowe ścieżki. Był ze mną również na delikatnym, śląskim crossie, a także na klasycznej bieżni lekkoatletycznej. Generalnie we wszystkich tych wypadkach dawał sobie radę, a ja wracałem z treningu zadowolony (przynajmniej jeżeli chodzi o buta). Jednak nie ma buta idealnego. Tutaj pojawiły się pewne „ale”.
Ale numer 1 to długie wybiegania – tak, wspomniałem wcześniej, że lubię sztywne buty, ale przy dystansach dłuższych niż 20 km zaczynałem wyczuwać lekkie zmęczenie nóg. I to były momenty, w których mi brakować nieco większej amortyzacji w bucie. To nie był jakiś mocny zjazd albo odczucie, że biegnę na boso, jednak sprawiało lekki dyskomfort.
Ale numer 2 to dynamika – przez to, że but jest dosyć sztywny, trudniej go wygiąć, co w konsekwencji sprawia, że trzeba się nieco bardziej wysilić, żeby się w nim rozpędzić. Da się, ale na pewno nie jest to but do szybkiego biegania. Nie poczułem w nim wystrzału jak z procy, natomiast nie sprawiał też wrażenia, że biegnę na zaciągniętym hamulcu ręcznym.
Przyczepność na poziomie terenowym
Podeszwa w bucie nie zmieniła się w ogóle. Nadal jest to twarda mieszanka gumy Contagrip, która mimo, że jest to but asfaltowy, najlepiej radzi sobie chyba w lekkim terenie crossowym. Należy podreślić - suchym terenie crossowym. Za każdym razem, kiedy zabierałem Balance’a na trening po terenach pokopalnianych, czułem, że trzymam się nawierzchni po której biegnę, zarówno w górę jak i w dół.
Sprawa komplikowała się nieco, kiedy robiło się bardziej mokro i grząsko. Ale pamiętajmy, że jest to but asfaltowy, więc nie oczekujmy od niego super przyczepności na błocie. Ta podeszwa nie posiada wysokich klocków, które mógłby by się z łatwością wrzynać w taki teren, a ma płaski bieżniki z bardzo dużą ilością gumy. I to jest jedna z zalet tego modelu – ilość gumy, bo zdecydowanie zwiększa to odporność na ścieranie, kiedy biegamy w po twardej, chropowatej nawierzchni w mieście. Patrząc na mój egzemplarz, po zrobieniu do tej pory około 300 km, nie widzę większych strat i przetarć gumy.
Nie było dla mnie zaskoczeniem trzymanie na mokrym asfalcie czy kostce brukowej. Skoro konstrukcja i budowa bieżnika nie zmieniła się w porównaniu z poprzednią wersją, to wiedziałem czego się spodziewać. Oczywiście but nie klei się do mokrego podłoża jak klej modelarski do naszych palców, ale jest na tyle przyczepny, że nie bałem się o utratę trakcji w takich warunkach.
Nieco gorzej było na tartanie, ale to bardziej kwestia samej nawierzchni, a nie buta - wszak mokry tartan to śliski tartan, dlatego też Balance kilkukrotnie ujechał mi na szybszych jednostkach treningowych.
Wspominana przeze mnie wcześniej większa szerokość cholewki to zasługa szerokiej podeszwy. To jest naprawdę duży plus, zwłaszcza dla osób, które lubią czuć się stabilnie w bucie i oczekują dużej platformy, na którą będzie spadać ich stopa. To otrzymamy w Sonic 4 Balance. Jednak mimo tych kilku pozytywów, podeszwa ma dla mnie jedną, zasadniczą wadę – jest głośna. I to jest rzecz, która denerwuje mnie w tym modelu najbardziej.
Za każdym razem, kiedy wbiegam na twardą nawierzchnie, słyszę klepanie biegnącego konia. To wynika w głównej mierze z twardości gumy i pianki użytej do amortyzacji, ale jest to rzecz, która często doprowadzała mnie do furiaty w trakcie biegu. Niby to nic, a potrafi wyprowadzić z równowagi.
Komu „Balance”?
Zawsze powtarzam, że nie ma buta idealnego. Każdy ma swoje wady i zalety i tak jest w przypadku tego modelu. Lubie Salomona, lubię ich buty trailowe. I polubiłem się też z asfaltówkami, bo w końcu pojawiło się coś, co można spokojnie zestawić z innymi markami w segmencie butów ze średnim poziomem amortyzacji.
Dla mnie Sonic 4 Balance to model bardzo wszechstronny. I mimo iż uważam, że nie ma buta do wszystkiego, to ta pozycja trochę się w te słowa wpisuje. Przede wszystkim jest do dobra opcja dla osób, które szukają buta nie zbyt miękkiego, ale takiego, który nadal będzie je dobrze zabezpieczał pod kontem amortyzacji. Jest to też dobra opcja dla kogoś, kto często wybiera utwardzone, leśne ścieżki zamiast miejskich chodników. Nie jest to też zła opcja dla cięższych osób, które na codziennych treningach używają miękkich kapci, a chcą mieć buta twardszego, na nieco szybsze treningi.
Na sam koniec muszę jednak dodać, że póki nie załóżcie buta na swoje stopy, to nie dowiecie się, czy ten model jest dla Was odpowiedni.
Łukasz Biela
Sklep Biegacza Katowice
Bądź na bieżąco zapisz się do newslettera
Zapisz się