Hoka Clifton 10 – mniej miękko, za to bardziej sprężyście
Clifton to jeden z najważniejszych modeli w portfolio Hoki – klasyka, która od lat towarzyszy biegaczom na codziennych treningach. Dziesiąta odsłona przynosi największe zmiany od czasu debiutu tej serii. Czy nowa wersja to faktycznie strzał w… dziesiątkę?
Cholewka – w końcu dopasowana
W poprzednich wersjach Cliftona cholewka budziła pewne kontrowersje – przód był bardzo szeroki, dla niektórych wręcz za bardzo, natomiast w okolicach podbicia bywało ciasno. W Hoka Clifton 10 udało się w końcu znaleźć właściwe proporcje – przód jest nieco węższy, a przestrzeń na podbiciu została zwiększona. To zmiana, którą nie tylko ja, ale również wielu klientów oceniło bardzo pozytywnie.
Podczas treningów od razu poczułem lepsze trzymanie stopy. W poprzedniku miałem wrażenie, że palce „pływają” – nie tylko na boki, ale również w górę. Teraz jest stabilnie i komfortowo – but dobrze otula stopę, ale jej nie uciska. Biega się pewnie i bez rozpraszających odczuć.

Było 5 mm, jest 8 mm – czy to dobrze?
Jedną z największych zmian jest podniesienie dropu z 5 mm do 8 mm. Z pozoru to drobna różnica, ale w praktyce od razu da się ją odczuć – głównie przez zmodyfikowaną kołyskę i przeprojektowaną podeszwę.
Poprzednie wersje z niższym dropem nie każdemu odpowiadały – zwłaszcza osobom biegającym z pięty. Teraz przetaczanie stopy jest bardziej naturalne i płynne. Nawet ja, biegający głównie ze śródstopia, odczułem poprawę – stopa „idzie” w przód gładko, bez wymuszonego ruchu. Rocker nadal jest obecny, ale nie tak nachalny – łydka i ścięgno Achillesa nie są przeciążane. Dla mnie – na plus.
Przyczepność – bez zmian, czyli dobrze
Podeszwa zewnętrzna nie doczekała się większych zmian – i słusznie. Bieżnik radzi sobie świetnie zarówno na suchym, jak i mokrym asfalcie. Spokojnie można biegać po szutrze – jest stabilnie, a to przecież kluczowe przy długich wybieganiach. But trzyma się nawierzchni pewnie i przewidywalnie.
Nie plusz, a sprężyna – zmiana w charakterze amortyzacji
Poprzednia wersja Cliftona była, moim zdaniem, zbyt miękka. Przy dłuższych biegach but zaczynał przypominać kapcie – pianka się uginała, a przy szybszym tempie stopa się „zapadała”. W dziesiątce sytuacja wygląda zupełnie inaczej.
Nowa pianka może nie jest tak przyjemnie miękka, ale daje coś, co dla mnie jest ważniejsze – sprężystość i dynamikę. Po wielu kilometrach but wciąż trzyma parametry, a szybkie akcenty na końcu treningu nie są problemem. Nie walczę z butem – mogę się skupić na tempie.

Clifton 10 – czy warto?
Zdecydowanie tak. To jeden z najlepiej dopasowanych butów treningowych, w jakich biegałem. Trzymanie stopy – od pięty po przód – jest bardzo dobre. Zmieniona gęstość pianki działa na plus, co potwierdzają również opinie klientów. Hoka udowodniła, że słucha biegaczy i potrafi wprowadzić subtelne, ale trafione zmiany.
Clifton 10 to nie rewolucja – to ewolucja w dobrym kierunku. I właśnie dzięki temu Hoka zrobiła… strzał w dziesiątkę.
Artur, Sklep Biegacza Warszawa Powiśle
Bądź na bieżąco zapisz się do newslettera
Zapisz się