Cloudsurfer 2 – klasyka w nowym wydaniu, ale czy lepszym?
Na pojawienie się nowego modelu marki On zareagowałem tyle podekscytowany, co skonsternowany. Wygląda bowiem na to, że słynna szwajcarska precyzja tym razem przyprawiona została o niechlujność, co w wypadku kwestii tak fundamentalnych jak numeracja modeli jest zwyczajnie karygodne.
Ustalmy jedną rzecz - kto to widział, żeby następcą Cloudsurfer 7 był 2? Nikt. A jednak, po tym zgoła niekompletnym „resecie” mamy do czynienia z butem… który jednocześnie jest chronologicznym następcą i duchowym przodkiem? Moje zaintrygowanie na tym etapie sięga już stratosfery, zejdźmy jednak z powrotem na chmury i zastanówmy się, czy takie cofnięcie znaczy w praktyce cokolwiek ponad błąd edytorski.

Pierwszy krok w chmurach
W kontakt z butami marki On wszedłem nieco ponad rok temu, gdy z dostępnego w krakowskim Sklepie Biegacza setu testowego wypożyczyłem na kilka dni egzemplarz Cloudsurfera 7. Pamiętam, że udało mi się w tym czasie zrobić w nim dobre kilkadziesiąt kilometrów – i przy każdym z nich towarzyszyła mi duża satysfakcja, bo model ten wywarł na mnie bardzo pozytywne wrażenia.
Całkiem unikatowy system amortyzacji idealnie współgrał z dopasowaną konstrukcją cholewki, dzięki czemu buty odznaczały się niemal kompletnym wachlarzem możliwości, jakie w ogóle może zaoferować treningówka. Poza wyraźną, „kapciowatą” miękkością odczuwaną przy spokojnych wybieganiach, pozwalały też rozwinąć nieco mocniejsze tempo, zadziwiająco dobrze spisując się choćby w trakcie treningów opartych o zabawę biegową.
Do tego nietuzinkowa i nowatorska estetyka pozwalały wybaczyć niedociągnięcia w sferze stabilności czy dość słabej przyczepności – Cloudsurfer 7 to wciąż moim zdaniem jeden z najbardziej udanych wizualnie modeli butów biegowych, ever. Jako, że to dla mnie nie pierwszyzna, nie jestem w stanie nie docenić jego streetwearowego sznytu.
Podobne uwagi dotyczące wyglądu zresztą mógłbym skierować w stronę Cloudmonstera 2 – w tym wypadku jednak bieganie w nim było zupełnie inną historią. Rzekomo duża amortyzacja dla mnie (osobnika o wadze 65kg) była niemal nieodczuwalna, zaś monstrualna (w rzeczy samej) szerokość tego buta sprawiała, że podczas treningu czułem się jak w gumiakach. Z pokorą przyznałem wtedy, że mimo ogromnych chęci – nie jest to but dla mnie.

Tym bardziej ucieszyła mnie możliwość przetestowania nowego Cloudsurfera, z którego poprzednikiem mam właściwie wyłącznie pozytywne wspomnienia. Wyciągam więc buty z pudełka i widzę… to samo. To akurat mnie cieszy, bo po co zmieniać coś tak udanego? Jak zwykła powtarzać droga mi osoba – lepsze jest wrogiem dobrego.
W nowym bucie ze szwajcarskiej stajni wprowadzone zostały jedynie kosmetyczne zmiany względem poprzednika: przy podobnej wysokości pianki, skromnej redukcji uległ drop (z 10 mm w Cloudsurfer 7 na 9mm w Cloudsurfer 2) jednocześnie nieco wspomagając kołyskową konstrukcję buta. Symetrycznie poprowadzone po obu stronach przeszycia w poprzek cholewki stały się wyraźnie twardsze i sztywniejsze. Zmianie uległa także konstrukcja cholewki, która według producenta oferuje bardziej przewiewną siateczkę i język lepiej dopasowujący się do podbicia stopy.
Posiadające nieco chropowatą strukturę, fabrycznie wbudowane sznurowadła są mniej podatne na rozwiązywanie się w trakcie biegu. Jeśli przyjrzeć się podeszwie, zmieniły się poprowadzone poprzecznie i podłużnie przecięcia, zaś w jej środkowej części dodana została niewielka porcja gumy, dzięki czemu bieżnik ma być bardziej przyczepny. Wypadkową powyższych modyfikacji jest wzrost wagi buta o 16 gramów względem poprzednika (261 g w męskim rozmiarze 9 US).
W biegu
Na etapie pisania recenzji w Cloudsurferze 2 mam zrobionych około stu kilometrów biegowych na różnych rodzajach twardej nawierzchni – miałem okazję testować je zarówno na suchym, jak i mokrym asfalcie oraz betonie, a zdarzyło mi się także zaliczyć lekki off-road na utwardzonych, szutrowych drogach. Wykonałem w nim też kilka zróżnicowanych jednostek treningowych. Niżej opisuję moje wrażenia.
Tak samo jak w przypadku uwag dotyczących estetyki, wiele spostrzeżeń dotyczących funkcjonalności buta można zestawić z tymi, które opisywały poprzednika. Co się tyczy zmian, trudno oprzeć się wrażeniu, że są one w istocie „na niby”. Bo niby but jest bardziej przyczepny, ale ma zawdzięczać to nie bardziej agresywnemu bieżnikowi ani innej mieszance gumy, tylko zwyczajnie dodatkowemu paskowi tego samego materiału na podeszwie. Niby jest przewiewniejszy, ale subiektywnie to i w poprzednim czuć było odpowiednią wentylację. Niby technologia poduszek CloudTec Phase ma zapewniać jeszcze lepszą amortyzację, a w zasadzie nie zmienił się ani kształt, ani ułożenie „chmurek”.
Narzekanie odsuwam jednak na bok, bo wyłączywszy z rozważań te nieco wątpliwe modyfikacje, wciąż jest to but o naprawdę przyzwoitej amortyzacji – z tym, że wyraźnej zmianie uległ jej charakter.

Superpianka Helion stała się nieco bardziej zagęszczona, toteż sztywna, więc nie jest to już w mojej ocenie but tak przyjemnie „pluszowy” jak jego poprzednik. Ta korekta wpłynęła z kolei dodatnio na poczucie stabilności w bucie, także coś za coś: na pewno na tej zmianie skorzystają osoby mniej zaawansowane biegowo, a tym samym często bardziej podatne na różnego rodzaju kontuzje. Ja z kolei jestem prostym człowiekiem i lubię gdy w bucie jest miękko.
Ta właśnie preferencja sprawiała, że podczas luźnych rozbiegań (dla mnie to oznacza tempo w okolicach 5:00/km) w nowym Cloudsurferze wzdychałem tęsknie za starym. Te głębokie wdechy szybko przechodziły jednak w krótkie i urywane, kiedy tylko „puszczałem” nieco nogę i pozwalałem butowi przyspieszać – wtedy okazywało się, że przy takich zakłóceniach jednostajności tempa biegu Cloudsurfer wciąż lśni na tle konkurencji, oferując sowity zwrot energii jak na pozornie zwykłą treningówkę. Czy wobec tego stał się on butem bardziej przeznaczonym do biegania mocniejszego? Dla mnie tak – żeby uruchomić chmurki, które mam pod stopą, muszę nieco bardziej „przycisnąć” je do podłoża.
Nie sprawdza się on dla mnie w treningach czysto tlenowych, gdy pod stopą oczekuję nade wszystko komfortu. Jeśli jednak ktoś jest cięższy ode mnie albo zwyczajnie woli buty treningowe w starym, nieco surowym stylu – może się z tym butem polubić znacznie bardziej, niźli ja.
Co się tyczy konstrukcji cholewki, wciąż jest to but bardzo wąski. Moje stopy do szerokich nie należą, ale odznaczają się ponadprzeciętnie zakreślonym łukiem podłużnym przyśrodkowym i co za tym idzie – wysokim podbiciem. Po wskoczeniu w Cloudsurfer 2 zewnętrzny skraj mojego śródstopia wyraźnie wystawał poza krawędź podeszwy, co wzbudzało obawy o zaburzoną stabilność w bucie i potencjał do powstawania bolesnych otarć.
Ja takowych na szczęście nie uświadczyłem – jeśli jednak mamy do czynienia z podobnymi wątpliwościami, to warto pamiętać o powiązanym z nimi ryzyku. Nie bez znaczenia pozostają też wspomniane na początku recenzji twarde przeszycia na cholewce, odczuwalne również wewnątrz buta: dla posiadaczy haluksów mogą okazać się problematyczne.
Podsumowanie
Drapię się po czubku głowy chcąc podsumować powyższe refleksje, bo w zasadzie mógłbym przytoczyć szereg cytatów od znajomych po fachu, którzy recenzowali Cloudsurfera 7 i na tym poprzestać – takie rozwiązanie jawi mi się jednak tyle jako wyraz bumelanctwa, co zwyczajne niedopowiedzenie.
Jak już pisałem, zdecydowana większość pozytywnych uwag dotyczących tego buta znajdzie odzwierciedlenie dla jego następcy – wciąż jest to model przede wszystkim treningowy, jednak z dużym potencjałem na szybsze tempo… ale już nie tak komfortowy. Wciąż mamy do czynienia z ponadprzeciętną (i do tego arcyunikatową!) amortyzacją, która pozwala na pokonywanie długich dystansów (przypuszczalnie maratońskich) - z tym, że teraz już bardziej stabilnie, niż miękko.
Wciąż jest to but bardzo wąski, ale przez sztywne nakładki z recyklingowanej przędzy, rzeczona wąskość bardziej daje się we znaki. Zakończę więc oksymoronem: jest tak samo, tylko odrobinę gorzej. Czyli wciąż bardzo dobrze.
Jakub, Sklep Biegacza Kraków
Bądź na bieżąco zapisz się do newslettera
Zapisz się
