Konsekwencja i upór sprawiły, że mam upragnionego "majorsa" – Artur Biegowy Wariat po Tokio Maraton
Biegowy Wariat, czyli Artur Kobuszewski 7 marca wylądował w Warszawie, meldując się z upragnionym medalem World Marathon Majors na szyi, kończąc tym samym blisko 8-letnią walkę o maratońskie marzenie. Do upragnionej „szóstej gwiazdki” brakowało mu tylko Tokio, na którego powrót po pandemii cierpliwie czekał. Z 42,195 km trasą w sercu Japonii zmierzył się ostatecznie 5 marca.
Artur to człowiek, który dzięki bieganiu odmienił swoje życie. Nie tylko zrzucił zbędne kilogramy (ok. 25 kg), ale i zaczął pracę z pasją. Na co dzień można go spotkać w Sklepie Biegacza Warszawa Powiśle, jest także trenerem, ma swoją grupę biegową. Przygodę z „Majorsem” zaczął na spontanie. Początkowo dla żartów, wysłał zgłoszenie na maraton w Chicago, zrobił to nim dotarło do niego, że to może jednak nie dla niego. Został wylosowany, wystartował, potem doszły kolejne maratony, ale droga do nich pełna była różnych wybojów...
Jak wygląda Tokio Maraton od środka? Jak wyglądała droga po marzenie? Ile par butów zużył? O tym w rozmowie. Zapraszamy!

Powitanie Artura Biegowego Wariata na lotnisku w Warszawie
Co poczułeś, gdy na Twojej szyi zawisł upragniony medal World Marathon Majors?
[W cykl World Marathon Majors obecnie wchodzi 6 największych maratonów na świecie: Berlin, Boston, Chicago, Londyn, Nowym Jorku i Tokio, gdy zawodnik ukończy wszystkie, może ubiegać się o otrzymanie specjalnego medalu World Marathon Majors. Nie ma limitu czasu na realizację].
Biegowy Wariat: Szczęście. W końcu to było prawie 8 lat pracy, bo zacząłem w 2016 r. To są takie chwile, których się nawet nie da opisać. To było wielkie WOW!
A jakie to uczucie móc w końcu wystartować w Tokio? Przez kilka lat próbowałeś losowania, potem gdy już wszystko miałeś dopięte na ostatni guzik, do startu z powodu pandemii dopuszczono tylko elitę. Poleciałeś do Tokio, ale oglądałeś zawody tylko od kuchni, teraz w końcu mogłeś sam pobiec.
Biegowy Wariat: To był po prostu natłok myśli, że jednak się uda. Życie tak pokierowało, że skończę World Marathon Majors w Japonii, tak jak to zapowiedziałem na początku przygody. W 2020 r. miałem pakiet i mogłem pobiec, ale wiadomo, jak się skończyło. A teraz stanąłem i wiedziałem, że chyba upartość, konsekwencja, wielka chęć skończenia World Marathon Majors w Tokio stała się faktem. To było takie "wow", fenomenalne. Wrażenia ogromne, emocje jeszcze większe, gdy sygnał startera wystrzeli i konfetti poleciało w niebo, dotarło do mnie, że to się dzieje naprawdę!
[Biegowy Wariat pierwotnie World Marathon Majors miał kończyć w Bostonie w 2020 r., odwołane przez pandemię dla amatorów Tokio, gdy miał już przydzielony numer, a także przesunięcie Bostonu (w którym wystartował ostatecznie w 2022 r.) sprawiły, że zmagania zakończył w Japonii. W 2016 r. żartobliwie powiedział, że to z kraju Kwitnącej Wiśni wróci z medalem majorsa. Gdy w 2020 r. odwołali Tokio Artur powiedział – "sam to powiedziałem, sam to wywołałem. Jak to się mówi, wiele razy, jak nie zawsze, jesteśmy kowalami własnego losu. Czasami rzucamy coś w eter, a to wraca do nas jak bumerang. Wtedy dochodzimy do wniosku, faktycznie, sami tego chcieliśmy".]

Jaka jest trasa maratonu w Tokio?
Biegowy Wariat: W tym roku wróciła trasa sprzed okresu pandemii, na początku jest więc bardzo tłoczno. Teraz zresztą maraton w Tokio ukończyło blisko 37 tysięcy osób, zdaje się największa liczba, która do tej pory ukończyła ten bieg. Trasa nie powiem, że jest trudna, ale i nie powiem, że jest łatwa. Ma kilka, może kilkanaście delikatnych wiaduktów, które potrafią wybić z rytmu, jest szeroka, ale czuć tłok, Japończyków tutaj stratuje naprawdę dużo. Nie jest tak jak w Bostonie, ale cały czas jest sporo ludzi.
Na samej trasie punkty z wodą są co dwa kilometry, naprzemiennie jest woda i ich przepyszny izotonik. To, co jest fenomenem dla mnie w Tokio i jednocześnie taką ciekawostką, a nie widziałem tego do tej pory na żadnym innym maratonie, to w Tokio na trasie biegu stoi człowiek z karteczką toaleta, wbiega się w boczną uliczkę za potrzebą i potem wraca na trasę. Na tej samej tabliczce jest jednocześnie informacja za ile będzie kolejna, czy np. za 400, czy 800 m, więc jak człowiek potrzebuje skorzystać, to nie daje się może spodziewać toalety. Tu na biegu mamy wszystkie informacje, wszystko idealnie poukładane.
Wracając jeszcze do trasy, nie brakuje też nawrotów, które też czasami wybijają z rytmu, ale na pewno ilość kibiców robi wrażenie. Aczkolwiek po 25 km z wielką chęcią czasami chciałoby się ich wyłączyć, bo ten doping jednak bywa strasznie jazgotliwy. Japończycy z racji tego, że są normalnie cisi, bardzo zamknięci w sobie, mają tę swoją przestrzeń osobistą, taka jest ich kultura, tutaj mają możliwość wyrażenia swoich emocji, więc są podwójnie głośni. Oni po prostu się drą. Nie przybijają piątek, ale po prostu są tak bardzo głośni. Gdy miałem chwilę zwątpienia i zacząłem zwalniać, gdy usłyszałem Japończyka, który krzyknął do mnie, aż podskoczyłem. Spojrzałem na niego i wiedziałem, że muszę zasuwać do przodu. To był tak trochę kopniak.
Czyli można powiedzieć, że jest różnica, gdy relacjonowałeś maraton w Tokio w czasie pandemii [relację można obejrzeć na kanale YouTube Sklep Biegacza], to tam wspominałeś, że atmosfera jest dosyć spokojna, że tam nikt się nie spieszy, ale jednocześnie wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Trochę i to mogło dziwić, bo Japonia w sumie kojarzy się z pośpiechem.
Biegowy Wariat: Samo miasteczko przygotowane jest idealne. Wszystko jest takie stonowane, jest cicho, wszystko jest poukładane, ale na trasie jak dajesz Japończykom możliwość wyładowania swoich emocji, to jest po prostu eksplozja. To jest jak zderzenie dwóch światów. Masz to wrażenie, że oni są spokojni, a już po 20-30 minutach, kiedy jesteś już na trasie, to widzisz totalną odwrotność tego, czarne i białe, nie ma przejścia kolorystycznego. Trochę tak jakby ktoś nagle fajerwerki odpalił na trasie.
Po tej pierwszej swojej wizycie w Tokio mówiłeś, że się zakochałeś w tym klimacie Japonii. Teraz coś się zmieniło?
Biegowy Wariat: Jeszcze bardziej się zakochałem. Uprzedzę Twoje pytanie – gdybym mógł tam znów polecieć, to zrobiłbym to bez wahania.
Co takiego Cię zauroczyło?
Biegowy Wariat: Zauroczyła mnie ich kultura, ich chęć pomocy. Jeżeli masz problem i nawet nie mówisz w ich języku, oni zrobią wszystko, żeby Ci pomóc. Mieliśmy taką sytuację, że miałem kartę miejską w telefonie, ale chcieliśmy ją kupić, żeby po prostu łatwiej i taniej się poruszać. I poszliśmy do takiego punktu w metrze, zapytałem się gdzie można pobrać tę kartę, a obecny tam Japończyk, mówiąc po swojemu pokazywał palcem na okno na ściankę z automatami.
Poszliśmy do nich, ale były same „japońskie krzaczki”, z którymi Europejczyk nieznający ich języka raczej ma problem. Nie wiedzieliśmy, co zrobić, więc zapytaliśmy przechodzącą Japonkę, mówiąc jej czego potrzebujemy. Ona dała znać, byśmy poszli za nią, wróciliśmy do tego punktu, gdzie coś powiedziała do tego Japończyka, on wstał, zostawił wszystko i poleciał z nami do automatu, poklikał coś na automacie i wyjął kartę. Jak mogą, tak ci tylko pomogą, a jak nie to cię wezmą za rękę i zaprowadzą tam, gdzie trzeba, odkładając swoje sprawy na bok. Tak samo możesz zostawić jakąkolwiek rzecz na ulicy i tak rzecz nie zginie. Poszliśmy do restauracji na ramen. Tam są automaty, wrzuciliśmy pieniądze, ale został w automacie 1 jen, gdy usiedliśmy, podszedł do nas Japończyk, mówiąc, że nasz Jen został w automacie i nam go dał. Więc to naprawdę jest dla nich olbrzymi szacunek. I co warte uwagi, tam jest czysto.
Czyli dbają o wszystko.
Biegowy Wariat: Tak. Tam jest wszystko dopięte na ostatni guzik, nikt sobie nie może pozwolić na niedociągnięcia.
Co w drodze do Majorsa było najtrudniejsze? Przekładane o kilka lat Tokio czy może fakt, gdy na kwalifikację do Bostonu za pierwszym razem zabrakło Ci 7 sekund, co w perspektywie maratonu wydaje się niczym, a może jeszcze coś innego?
Biegowy Wariat: Najtrudniejsze było chyba uzyskać kwalifikacje na Boston, raz zabrakło mi coś ok. 1,5-2 min, a za drugim razem tych wspomnianych 7 sekund. No oczywiście to odkładane Tokio. To było zawieszenie w moim przypadku startu aż na 3 lata! To trochę tak, że chcesz coś zrobić, chcesz coś skończyć, ale nie masz jak, jest to zupełnie niezależne od Ciebie. I to jest dość trudne.

[Najstarsza impreza na świecie jaką jest Boston Maraton i wyjątkowa atmosfera o której często się mówi, sprawia, że zainteresowanie udziałem jest ogromne. Nie jest tak łatwo dostać się na listę startową. W zależności od edycji ok. 80% miejsc zarezerwowana jest dla uczestników spełniających wymogi czasowe. Reszta numerów przeznaczona jest dla zaproszonych gości czy też uczestników m.in. Oficjalnego Programu Charytatywnego Boston Marathon. Choć limity czasowe dla poszczególnych grup są z góry ustalone, to ich spełnienie nie zawsze daje pewność udziału. Zależne jest to od napływających zgłoszeń, w przypadku większej ilości, zdarza się, że należy mieć nawet o ok. 5 min szybszy rekord życiowy niż podane czasy klasyfikacyjny dla grup wiekowych. Dla przykładu na 2023 r. czas kwalifikacyjny w kategorii 34-39 dla mężczyzn wynosił 3:05:00, a dla kobiet 3:35:00, każda kolejna wyższa kategoria wiekowa ma ustalone wolniejsze czasy kwalifikacyjne].
Ale nigdy nie zwątpiłeś w sumie, że to się uda.?
Biegowy Wariat: Nie, nigdy. Wiedziałem, że chcę to zrobić. Jak nie w tym roku, to w następnym. W końcu musi się udać. Myślę, że jakbym odpuścił, to już cel poszedłby w zapomnienie. Na szczęście konsekwencja i upór, chęć dążenia do spełnienia swoich marzeń spowodowała to, że mam upragnionego „majorsa”, z tego co wiem, powinienem być nawet w pierwszej setce Polaków. Mega upór, konsekwencja to jest klucz do sukcesu.
Na zakończenie Majorsa wybrałeś sobie jednocześnie bicie rekordu Guinnessa w ilości osób, która ukończyła Majorsa podczas jednego biegu, teraz było to dokładnie 3033 osoby.
Biegowy Wariat: wszyscy dostali informacje tzn. osoby kończące, że będzie rekord Guinnessa, bodajże miesiąc przed startem. Niestety, jak ktoś zadaje mi pytanie, gdzie jest mój trzeci medal za rekord, to za każdym razem powiem, że nie wiem. W mailu było napisane, że jest tylko 1000 tych medali na 3000 osób, później okazało, że jest do zakupu na expo, ale po przeszukaniu expo nie znaleźliśmy nic, choć mała garstka ludzi ma ten nadal, ale wszyscy z nas są mimo wszystko wpisani do księgi rekordów.
Który maraton cyklu World Marathon Majors Ciebie najbardziej zauroczył? Czy w poszczególnych krajach zaobserwowałeś różne podejście do biegania?
Biegowy Wariat: jakby ktoś mi powiedział – masz pakiet na Nowy Jork, biorę go w ciemno. Nowy Jork to jest po prostu Nowy Jork. To jest fenomen maratonów nad maratonem. Mimo swojej bardzo ciężkiej trasy, czasu oczekiwania na linii startu, to warto tam wystartować.
Atmosfera maratonu tak wpływa na to?
Biegowy Wariat: Tak, do tego wielkość biegu, samo miejsce. Startujesz z mostu Verazano, gdzie masz widok na cały Manhattan. Na dodatek na ostatnim kilometrze masz wszystkie flagi narodowości ludzi, którzy biorą udział w danym maratonie. Nawet jeżeli będzie jedna osoba np.: z Papua-Nowa Gwinea, to też znajdzie swoją flagę. I to jest właśnie takie pokazanie, że wszyscy są jednością.
Jeżeli chodzi o różnorodność biegania? Wszystkie te biegi pokazują to, że wszyscy są równi. Nieważne, czy biegasz szybko, czy biegasz wolno. Wszyscy jesteśmy jednością i to łączy te maratony. Nieważne skąd pochodzisz, jakie miejsce miałeś na mecie, pasja łączy.
[więcej o maratonie w Nowym Jorku można przeczytaj w relacji Michała Garczarczyka: Start w TCS New York City Marathon zapamięta się do końca życia]
Jak przez te 8 lat zmieniało się Twoje podejście do maratonu? Pamiętam, że przed ostatnim Tokio miałeś wszystko przygotowane pod kątem treningu i diety, ale do startu nie doszło. Mam wrażenie, obserwując twoją drogę, że przestałeś wywierać na sobie presję wynikową, czy tak też było?
Biegowy Wariat: Wiedziałem, że ja już nic nie muszę, a mogę. To jest ostatni puzzel i to ma być wisienka na torcie. Będąc tam pierwszy raz, nie wiedziałem czego się spodziewać. Jadąc drugi raz, już po części byłem świadomy, wiedziałem też, że tamto jedzenie potrafi zrobić bardzo dużo spustoszenia w organizmie, więc nie zawracałem sobie głowy wynikiem. Chciałem się cieszyć realizacją celu i korzystać z obecności w Tokio.
[World Marathon Majors Artura:
- Chicago 2016 r. – 3:13:08
- Nowy Jork 2017 r. – 3:12:20
- Berlin 2019 r. – 3:08:06
- Londyn 2019 r. – 3:02:48
- Boston 2022 r. – 3:08:30
- Tokio 2023 r. – 3:36:23]

Dalej zamierzasz walczyć o złamanie 3h na królewskim dystansie?
Biegowy Wariat: Oczywiście, że tak. To jest jakiś następny krok. Już swoją część marzenia spełniłem, ukończyłem Majorsa. Te trzy godziny to tylko cyferki, dla jednych ważne, dla drugich mniej. Dla mnie one dalej są ważne, będę dążył do tego celu. W Tokio zdjąłem z siebie tę presję czasu i to było fantastyczne.
Co dziś z perspektywy doświadczeń powiedziałbyś temu Wariatowi, który 8 lat temu rozpoczynał swoją walkę o marzenie. Jakich rad byś udzielił?
Biegowy Wariat: hmm, Wiem! Żeby podążał za tym swoim króliczkiem – za tymi marzeniami, bo warto!
Czy było coś, czego bardzo się bałeś rozpoczynając swoją przygodę z Majorsem?
Biegowy Wariat: Czy dam radę przebiec maraton na obcej ziemi. Biegnąc u siebie jesteś w stanie wszystko określić, trasę, jedzenie, wyśpisz się we własnym łóżku, nie musisz aż tak logistycznie do tego podchodzić. W Japonii kwestie logistyczne nie były takie łatwe. Dodatkowo sporo zamieszania wciąż jest w kwestiach pandemicznych, przed startem testy, mierzenie temperatury, wprowadzanie danych do aplikacji. Pewność, że wystartujesz, masz dopiero w miasteczku, dopiero właściwie na godzinę przed startem.
Ile par butów założyłeś w swojej drodze do zakończenia World Marathon Majors?
Biegowy Wariat: Myślę, że jakieś 50 par butów przez te 8 lat, jak nawet nie więcej.
A wiesz może, ile kilometrów było potrzebnych tzn. ile km pokonałeś od startu projektu do zakończenia? Wiadomo, że po drodze były różne startowe przystanki, ale ile km w nogach tak około masz od startu marzenia do jego realizacji?
Biegowy Wariat: Rocznie robię ok. 3500 km, czyli przez 8 lat wyszło jakieś dobre ponad 25 tys. To już niezła suma kilometrów.
Będąc przy butach, swoją przygodę z World Marathon Majors rozpoczynałeś niejako przed erą butów karbonowych, kończysz, gdy karbon w pełnym rozkwicie na maratońskich trasach, jak z praktycznego punktu widzenia patrzysz na zmiany, które zachodzą w startówkach?
Biegowy Wariat: Swojego pierwszego „majora” pokonałem w adidas Ultraboost, tym pierwszym z tkaną cholewką. Głównie ze względu na to, że ledwo 2 tygodnie po Maratonie Warszawskim, biegłem maraton w Chicago. Był to wariant najbezpieczniejszy. Nie był to żaden karbon, a but z dużą amortyzacją. Wtedy wiedziałem, że w sytuacji drugiego maratonu tak szybko, but musi być dla mnie bardzo komfortowy. Do tego dochodziła i zmiana czasu, więc jest już za duże obciążenie dla organizmu. Wolałem założyć cięższego buta, bardziej amortyzowanego, żeby siebie ochronić, bo czas, jaki miałem osiągnąć nie miał tam wielkiego znaczenia. Dwa tygodnie po maratonie nie zrobię przecież kolejnej życiówki, bo tak się nie da. Dlatego zawodowcy schodzą, gdy nie idzie im maraton po 20-25 km. Wiedzą, że dzięki temu po dwóch, trzech tygodniach mogą spróbować znowu.
Teraz postawiłeś na buty z karbonem?
Biegowy Wariat: Tak, nie wyobrażam sobie startu w bucie bez karbonu czy to szybkich treningów, czy na 5, 10 km, półmaraton, czy właśnie na maraton. Dają na pewno dużo lepszy komfort, ale i to, co jest później – czuć dużo mniejsze zmęczenie nóg, stawów i mięśni, łatwiej jest człowiekowi wrócić do pełnej sprawności po maratonie. Ale nie oszukujmy się, sama płytka karbonowa niewiele da, musi to być technologia połączona z dobrze responsywną pianką – dopiero razem to działa. Teraz buty mają też lepsze pianki, bardziej responsywne, a połączone z karbon, tworzą duet, który daje naprawdę kopa. W Tokio pobiegłem w ASICS MetaSpeed Sky+.
Sprawdziły się?
Biegowy Wariat: Tak, zdecydowanie. To naprawdę ciekawy but, fajna konstrukcja, do tego jest bardzo stabilny, szeroki. To, co zwłaszcza się sprawdziło, to niezwykła przyczepność. Można było zaobserwować, że guma i kształt podeszwy sprawia, że na mokrym asfalcie sprawdza się bardzo dobrze. Na punktach z wodą, gdzie wiadomo, że ten asfalt jest lekko mokry, są i linie pomalowane farbą do pasów, na których niektóre podeszwy potrafią się ślizgać, to tu ASICS trzymał się nawierzchni i mokrych pasów idealnie. Druga kwestia to przewiewność cholewki, całą drogę było mi zimno w stopy, więc cholewka jest naprawdę przewiewna. Do tego trzyma bardzo dobrze stopę, dla mnie to bardzo dobre buty.

Co teraz planuje „major” Biegowy Wariat?
Biegowy Wariat: Projekt 2025. Od 2025 r. do World Marathon Majors wchodzi nowy maraton, będzie to maraton w Sydney. Będę chciał powalczyć o siódmą gwiazdę jako jeden z pierwszych. Będzie wyprawa karkołomna, nie oszukujmy się, między Warszawą a Australią będzie długa podróż, dwukrotnie dłuższa niż do Japonii. Przesiadki, zmiana czasu, totalna zmiana klimatu, bo u nas będzie jesień...
Zatem trzymamy kciuki za realizację!
Poznaj historię Artura, przeczytaj: Od kanapowca do Biegowego Wariata. Poznaj biegową historię Artura Kobuszewskiego.

Bądź na bieżąco zapisz się do newslettera
Zapisz się