Test butów Puma Faas 500 v2
"Zielone kocice"
21 Maja 2016
Nazywam się Tomasz Pasieka, jestem muzealnikiem, biegać zacząłem pod koniec lipca 2012 r. Z banalnego powodu – mój brzuch przekroczył 100 cm obwodu, BMI dobijało do górnych granic normy. Początkowo biegałem wyłącznie w celu zrzucenia wagi, ale szybko się okazało, że ten sport mnie wciągnął (paradoksalnie w czasach licealnych była to dla mnie najgorsza z dyscyplin).
Najczęściej biegam dystanse w okolicach 8-10 km, jeśli startuję w zawodach wybieram 10 km, mój najlepszy czas to 50:51, ustanowiony w Niemczu na zawodach Biegaj z Victorią, wynik zrobiony w testowanych przeze mnie butach. Czas na 15 km, ustanowiony w I Przełajowym Biegu Doliną Noteci to 1:17:16.
Jak widać nie jestem ani szybkim, ani doświadczonym zawodnikiem ale mam nadzieję, że mój test pomoże wielu początkującym osobom w wyborze butów.
Wygrana w konkursie na biegowych testerów, zorganizowanym przez sklepbiegacza.pl bardzo mnie zaskoczyła. W sumie cały dzień był przyjemny, bo nim dowiedziałem się o wygranej doczekałem udanego otwarcia wystawy nad którą pracowałem od kilku miesięcy. Ekspozycji zorganizowanej z okazji 80. rocznicy śmierci Wincentego Birkenmajera – czołowego polskiego taternika okresu międzywojennego. Gdy zerknąłem w sieć gęba śmiała mi się w najlepsze i pozostało cierpliwie czekać na szczegóły oraz wybrać buty do testów.
W tej kwestii istotną sprawą była dla mnie budowa buta w okolicy dużego palca. Mam niestety fatalną przypadłość – wydzieram dziury paluchami, na tyle skutecznie, że w używanych poprzednio przeze mnie butach (Asics Gel Blackhawk) musiałem podklejać cholewki już po 160 km. Wybór nie był prosty, bo większość producentów zapomina o wzmocnieniu tego fragmentu buta.
Do testów wybrałem buty, które wpadły mi w oko po pierwszym zobaczeniu, prawdę mówiąc zakochałem się w ich wyglądzie, a jednocześnie bardzo się ich obawiałem. Są to niezwykle zgrabne zielone kocice Puma Faas 500 v2. Obawy wynikały z ich minimalistycznego opisu dostępnego w sieci. Niski spadek pięta-palce, wynoszący zaledwie 4 mm, amortyzacja tylko podeszwą i pianką zawartą we wkładce (żadne żele i bajeranckie systemy), do tego podeszwa monolityczna, bez wzmocnień czy usztywnień śródstopia. Obawiałem się, bo wcześniej miałem problemy z rozcięgnem podeszwowym lewej nogi. Jak każdy test będzie on subiektywny, w opisie kilka razy porównam je do wspomnianych wyżej Asics.
Wrażenia po otrzymaniu butów były bardzo pozytywne, zapakowane w pudełko wsuwane z torbę z tworzywa, idealną do pakowania butów na wyjazdy (córka od razu chciała mi ją porwać).
Przeglądając sieć miałem wrażenie, że zapiętek i podeszwa będą bardzo miękkie, okazało się jednak, że zapiętek ma usztywnienie do 2/3 wysokości, a wygięcie podeszły w łuk nie jest tak proste jak wyglądało to na jednym ze zdjęć. Na zapiętku odblaskowe logo – bajer pozwalający czuć się bezpieczniej na wieczornych treningach.
Chociaż cholewka ma sporo wzmocnień z tworzywa, ale but nie sprawia wrażenia plastikowego (za wyjątkiem wzmocnienia czubka, z którego zieje metalicznym kolorem plastiku, reszta jest niemal niezauważalna).
Wydaje mi się, że stopa będzie doskonale wentylowana. Siatkowy wierzch i język nie prześwitują tak jak w butach innych producentów, ale jest bardzo przepuszczalny. Inna konstrukcja jest na tkaninie wszytej po bokach. Tu pojawiają się jakieś okrągłe wzmocnienia, zdaje się, że przepuszczalność będzie zdecydowanie mniejsza (czy tak będzie rzeczywiście pokaże test).
Wzmocnienie czubków buta zostało wysunięte w stronę palucha i ładnie się z nim pokrywa. Oby działało i chroniło but przed degradacją.
Kolorystyka? De gustibus… Na moje kotki musiałem trochę poczekać.
W sklepie nie było mego rozmiaru w kolorze zielonym, a inne mi się nie podobały bo nie było na nich dobrze widać wszystkich drobiazgów nadających charakter tym butom. Nie wiem czy to kwestia skaczącej pumy, czy krój całości, ale zdaje się, jakby buty same miały mnie nieść. Ciekawe czy tak będzie.
Porównując do obuwia, w którym biegałem do tej pory Faas 500 v2 ma zdecydowanie mniej odczuwalną amortyzację. W Asics wystarczyło stanąć na pięcie i but się mocno uginał. Tutaj jest to bardziej delikatne. Podeszwa też jest bardziej miękka i zastanawiam się jak moje stopy zniosą wbiegnięcia na kamienie, wystające korzenie i inne niespodzianki na drodze, zwłaszcza w okolicach śródstopia.
I jeszcze jedno niebiegowe wrażenie - zaraz po założeniu buty leżą rewelacyjnie. Nie gniotą, nie opinają nachalnie. Są bardzo przyjemne. Z tego wszystkiego aż przymierzyłem je po zdjęciu skarpetek, bo może da się biegać w ten sposób? Kolejnym bajerem (w sumie tak powinno być w każdych butach) jest wyjmowana wkładka Ortholite, z możliwością prania. Materiał nie bardzo lubi bakterie, a zatem nie pozwala im się mnożyć, a do tego można go wyprać.
Macanie, oglądanie, przekładanie z miejsca na miejsce… pora na testy.
I po pierwszym bieganiu
Wrażenie super. But rewelacyjnie utrzymuje nogę. Cholewka nie ciśnie jak w Asics, a stopa nie przesuwa się na boki - to co irytuje mnie w Asics – przesuwanie stopy w trakcie wykonywania ciasnych nawrotów tu jest minimalne, do tego stopa od razu wraca do pierwotnego położenia (w Asics układała się dopiero po kilku krokach). Ten brak bocznego przesuwu jest o tyle ciekawy, że w przedniej części buty są luźniejsze i zapewniają więcej miejsca.
Pod stopami dość twardo. Amortyzacja jest zdecydowanie słabsza i dało się to odczuć na pierwszym kilometrze, jednak później przestałem na to zwracać uwagę. Biegnąc mam wrażenie, że prawie nie mam na sobie butów. Primo z racji nieco niższej wagi (ok. 300 g przy rozmiarze 44,5), secundo z powodu zupełnie innego kroju oraz mniejszej sztywności cholewki i podeszwy.
Pierwszy trening był krótszy od zakładanego. Pogoniła mnie burza i zrobiłem 7 km. Z zakładanych przebieżek 5 x 100/100 m zrobiłem tylko trzy powtórzenia i zbrakło czasu na finałowe 2 km truchtu. Jakie wrażenia? Przy wolnym, długim biegu super. Stopa w bucie pracuje nieznacznie, pięta jest dobrze trzymana, nie czuć żadnego dyskomfortu. W czasie przebieżek zauważyłem, że stopa przesuwa się nieco do przodu i do tyłu (w zależności od fazy biegu). Wydaje mi się, że to wina zbyt słabego sznurowania butów. Następnym razem zawiążę je mocniej.
Dziś biegałem po asfalcie, tylko raz wskoczyłem na kocie łby, a zaraz po nich na drogę z resztkami tłucznia wapiennego. Obawiałem się, że przy miękkiej podeszwie mocno będzie czuć kamienie w okolicach śródstopia, na którym brak plastikowych wzmocnień. Jest lepiej niż dobrze. Owszem, daje się je zauważyć, ale pianka ładnie je pochłania i amortyzuje. Na kocich łbach też było dobrze. Stopa pracuje, dopasowuje się, nie ma tego uczucia co przy super sztywnych Asics, że uderza się stopą niczym młotem i niemal nie ma reakcji. Kocie łby jeszcze sprawdzę na szybszym zbiegu.
Jedyny minus jaki znalazłem to poluzowane sznurowadło na koniec biegania. 7,5 km to nie jest aż tak długi dystans, by miało prawo się tak zdarzyć. Prawdopodobnie była to przyczyna pływania stopy w trakcie przebieżek. Sznurowadła są nieco dziwne. Płaskie, sztywne, mało plastyczne.
Trening wykonany był po deszczu, nawierzchnia asfaltowa. Miejscami nieco piasku. Przyczepność doskonała. Żadnych uślizgów, co może nieco dziwić, bo z wyglądu bieżnik jest raczej na suche nawierzchnie.
Po kilku i kilkunastu treningach.
Moje trasy biegowe są mieszane. Zazwyczaj to ok. 3 km drogi polne (pół na pół podłoże piaszczyste oraz gliniaste, które jest bardzo twarde, a po deszczu dramatycznie śliskie) i ok. 1 km asfaltu. Czasami wskakuję na sam asfalt, zdarza się zajrzeć do lasu. Zarówno na jednej jak i drugiej nawierzchni buty działają bardzo dobrze. Nie czuć wielkich uślizgów, nawet na zapiaszczonych fragmentach, co bardzo istotne ilość wpadających do środka kamieni jest niewielka, ba, prawie żadna, a w Asics zdarzało się to notorycznie – niczym czarna dziura potrafiły pochłonąć nawet półcentymetrowe kamienie. W Pumach nie trzeba się tego obawiać.
Podeszwy charakteryzują się dobrą przyczepnością. Asfalt, kostka brukowa, czy nawet kocie łby tuż po deszczu nie są dla nich zbyt śliskie. Na twardych odcinkach z niewielką ilością piasku rzadko zdarza się, by stopa zakroczna uciekała do tyłu. Na zabłoconych odcinkach do bieżnika przykleja się nieco błota, ale z racji jego budowy nie są to jakieś wielkie ilości i dość szybko odpadają.
W ramach testów wybrałem się również na trening Biegam Bo Lubię w Bydgoszczy. Na tartanie biegało się super, choć przyznam, że nie przywykłem do tak miękkich podłoży. Wbrew pozorom są to buty o wszechstronnym zastosowaniu. Doskonałe na asfalt i tartan całkiem nieźle radzą sobie w terenie. Trzymanie boczne stopy jest dobre, na nierównej powierzchni pięta nie przesuwa się, choć kostka nie jest dobrze zabezpieczona lepiej uważać na odcinkach o bocznym spadzie.
Po przebiegnięciu 61,21 km stwierdziłem, że podeszwa zużywa się bardziej niż w Asics. U konkurencji po 200 km nie było widać starcia, Faas pod tym względem sprawują się zdecydowanie gorzej, ale nie jest to dramatyczne i niepokojące zużycie. Należy pamiętać, że Faas 500 v2 nie ma żadnych systemów amortyzacji oprócz pianki tworzącej podeszwę i są lżejsze od Asics o ok. 50 g.
Po przebiegnięciu 182 km buty są w dobrym stanie. Nie zauważyłem spadku amortyzacji. Nadal bardzo przyjemnie przetacza się stopę z pięty na palce, czując lekkie zagłębianie się wkładki. Przez cały okres testów sznurowadła rozwiązały się raptem kilka razy. Najważniejszą sprawą jest fakt doskonałego zabezpieczenia mesh’u przed wydzieraniem dziur paluchem. Od spodu nie czuć żadnego zagłębienia, w tym czasie w Asics nienaruszona pozostawała jedynie zewnętrzna część siateczki.
Czytając opinie użytkowników starej wersji Puma Faas 500 wynikało, że jest w nich bardzo gorąco. W Faas 500 v2 tego problemu nie ma. Nawet przy 28 stopniach i przebiegnięciu 10 km stopa jest ciepła, ale nie ma się wrażenia przegrzania.
Śródstopie w okolicach podbicia nie jest dodatkowo podpierane, co nie przeszkadza w bieganiu. W Asics Blackhawk zdarza się, że but nadmiernie uciska którąś ze stóp (nie jest to regułą, być może zależy od zmęczenia stopy). Puma Faas pod tym względem sprawują się lepiej.
Bywam czepialski
Myślicie, że Puma Faas 500 v2 są butami idealnymi? Na świecie tylko teściowe takie są (oczywiście, gdy znajdujemy się w zasięgu rażenia patelnią). W kocicach znalazłem jedną, bardzo irytującą rzecz. Język przesuwa się na bok. Jest to odczuwalne w początkowej fazie treningu, ale po kilkuset metrach przestaje się na to zwracać uwagę. Na prawidłowe ustawienie języka nie pomaga inne przesznurowanie butów. Wniosek taki, że Puma powinna popracować nad tym drobiazgiem, póki co poddam ten element tuningowi.
Drugą rzeczą, na którą warto zwrócić uwagę przy przesiadce (przynajmniej tak było w moim przypadku) to inne obciążenie stopy. Dobrze jest przyzwyczaić się do tych butów, by nie zafundować sobie stanów przeciążeniowych. U mnie po pięciu treningach pojawił się ból grzbietu stopy. Czasowe zmniejszenie dystansu wyeliminowało ten problem.
Rekapitulacja pierwotna
Chyba wypadałoby napisać jakieś podsumowanie. Parafrazując klasyka (mą teściową) „Buty jak buty”. Zielono-grafitowe, z płaskimi sznurowadłami. Jak dla mnie bardzo przyjemne, lekkie, wystarczająco amortyzowane. Czteromilimetrowy spadek pomaga w nauce biegania ze śródstopia. Wychodząc na trening instynktownie zakładam Pumy. Asicsy póki co będą w odstawce, dam im szansę dopiero zimą, bo szkoda, by tak wygodne i śliczne kocice marzły na śniegu, błocie i mrozie...

A oto porównanie zużycia bieżnika:
Tomasz Pasieka